piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział XVI: Kosmitka? Randka? Nawiedzona Spała!

**Lena**
Kolejny dzień jak co dzień, pobudka, poranna toaleta, przebiegniecie wyznaczonej trasy przez park, ponowny prysznic, śniadanie i wyszykowanie się do pracy. Jedynym urozmaiceniem od jakiegoś czasu stały się spotkania, rozmowy i SMSy wymieniane z Kubą. Doskonale zauważam te wszystkie gesty, które kieruje w moją stronę i choć nie znamy się długo, zdecydowanie mi się to podoba. Coraz częściej wkrada się do mojej głowy myśl jak by to było być razem z nim. Niestety gdy tylko o tym pomyślę ta myśl zostaje wypychana z mojego umysłu przez inną myśl. A dokładniej przez myśl, której głównym bohaterem jest Kubiak. Głupie prawda? Nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, przecież nie jesteśmy parą. To tylko gra, zabawa. Niestety te argumenty nie trafiają do mojego serca, które nie jest tego samego zdania co rozum. Dlatego idąc wbrew temu wszystkiemu proponuje chłopakowi spotkanie dziś wieczorem. Natychmiast otrzymuje zwrotną wiadomość ze zgodą. Uśmiecham się zwycięsko po czym wchodzę do budynku. Od razu w oczy rzuca mi się puste biurko Moniki. Natomiast moje jest w pełni zawalone notatkami dziewczyny. Co do cholery? Z jakiej racji mam robić co do niej należy? Nie prosiłam się o to. Mimo wszystko,  niczym posłuszny trenowany piesek, zabieram się do pracy. To wszystko do mnie nie podobne. Dawniej już w pierwszym momencie, kiedy tylko to zobaczyłam stałabym w gabinecie szefa mówiąc, że nie będę odwalać za nią roboty, a teraz?  Nawet nie pisnęłam słówka. Nawet wiem czyja to sprawka! KUBIAK! Sam ma podobny charakter, a mnie zmienił. Ja tak tego nie zostawię!  Tylko najpierw muszę się dostać do Spały. Co wcale nie musi być takie trudne. W mojej głowie rodzi się wspaniały plan, który zamierzam zrealizować przy najbliższej nadarzającej się okazji. Już nie mogę się doczekać, aby zobaczyć minę mężczyzny na tą wieść. Najpierw jednak muszę się uporać z tą obróbką. W każdym razie, co jak co ale Monika robi świetne zdjęcia, dużo pracy przy nich nie ma, co mnie niezmiernie cieszy, im mniej tym lepiej. Chęć wprowadzenia planu w życie jest tak pilna, że odpuszczam sobie nawet lunch by tylko jak najszybciej skończyć! Co prawda nie wyrabiam się w godzinach pracy, lecz było warto. Wszystko skończone, notatki poukładane i już mam się zbierać do wyjścia kiedy Rogucki wzywa mnie do siebie. Niechętnie udaje się w dobrze znanym mi już kierunku, cudem powstrzymując się od szurania butami po podłodze.
- Proszę, siadaj - mówi jak zwykle kiedy tylko zamykam za sobą drzwi, a ja jak zwykle wykonuje jego polecanie zapadając się w wygodnym fotelu. Mogło by być dość przyjemnie w tym gabinecie, gdyby nie obecność tej osoby, która w tym momencie świdruje mnie uważnie wzrokiem. Tak, dobrze sądzicie. Chodzi mi tu o mojego szefa. Jego obecność psuje każdą atmosferę i dziwię się, że żona z nim wytrzymuje. Pewnie zastanawiacie się skąd wiem, że Rogucki ma żonę? Otóż odpowiedz jest prosta. Było by o wiele trudniej gdyby nie fakt, że zawsze podczas rozmów, mężczyzna obraca na palcu złotą obrączkę. Może dla kogoś innego ten fakt wydał by się nie istotny i nie zwracał by na to uwagi, lecz ja nigdy nie patrząc mu w oczy zwracałem uwagę na wszystkie jego ruchy. Wracając do rozmowy. Kiedy tylko mój tyłek zapadł się z wygodnym fotelu, dla odmiany zaczęłam patrzeć szefowi prosto w oczy, lekko przekrzywiając głowę i marszcząc przy tym brwi. Najwyraźniej Roguckiemu nie spodobała się moja zmiana nastawienia i szybko odwrócił wzrok. Jego reakcja była lepsza niż się spodziewałam. Niby taki twardziel, a peszy się pod spojrzeniem dziewczyny. Świetnie!
- Mam dla Ciebie nowe zlecenie - mruczy wstając i zaczynając się przechadzać po pomieszczeniu
- Nie - mówię spokojnie
- Słucham? - wydusza po chwili ciszy
- Powiedziałam nie, nie przyjmuje tego zlecenia - wzruszam ramionami
- Słuchaj - zaczyna lecz ja gwałtownie wstaję ze swojego miejsca i opieram dłonie na blacie biurka
- Nie, to niech pan posłucha. Mam dość pana humorków i nie zamierzam ich dłużej znosić, może Pan szukać sobie nowego pracownika ponieważ, ja nie zamierzam tu wracać! - lekko unoszę głos po czym zbieram swoje rzeczy i wychodzę z biura na odchodne jeszcze krzycząc - Odchodzę! - po tych słowach wychodzę z budynku trzaskając drzwiami. Szczerze mówiąc, wcale nie obchodzi mnie gdzie w tym momencie znajdzie tego pracownika, na mnie już nie może liczyć, ale za to chętnie zajmę miejsce Moniki podczas zlecenia w naszej wiosce olimpijskiej. Po szybkim zastanowieniu, teraz kiedy już nie mam pracy, mogę z samego rana jechać do Spały, co jest doskonałym pomysłem. W pierwszym momencie mam ochotę zadzwonić do Melki i powiedzieć, że będę po południu lecz po chwili wpadam na lepszy pomysł. Zamierzam zrobić im niespodziankę!

*Melka*
Rano na śniadaniu usiedliśmy przy stoliku jak najdalej od Obiektu X. Akcja konspiracja to akcja konspiracja, nawet jedzenie nie może tego zepsuć.
- Wczorajszy plan się udał - szepnęłam do osób które nie uczestniczyły w pierwszej części planu.
- Mało brakowało do klapy, Kłos wpadł w szafkę i narobił huku, trzeba było czekać aż Anderson znowu zaśnie - dopowiedział Krzysiek.
- Na swoje usprawiedliwienie powiem, że tej szafki tam wcześniej nie było - Karol podniósł ręce w obronnym geście.
- Idioto, on tam stoi już jakoś 10 lat! - środkowy obraził się i zamilkł. Przynajmniej będzie chwila spokoju.
- Teraz trzeba znaleźć odpowiedni moment, żeby wmówić tym idiotom, że Spała jest nawiedzona - powiedział Winiarski zacierając ręce.
- Może wieczorem urządzimy spotkanie zapoznawcze? To może być odpowiednia chwila - zaproponowałam.
- To jest myśl! Melka ty czasem myślisz! - wykrzyknął Igła.
- Dzięki wujku - wymamrotałam wywracając oczyma.
- Nie pozwalaj sobie na wujkowanie, młoda damo - pogroził mi palcem.
- Karol, mógłbyś się przydać do czegoś i jako nasz najlepszy zwiadowca - nie, wcale nie parsknęłam teraz śmiechem - mógłbyś dowiedzieć się o której przyjedzie Lena.
- Tak, jest szefie - odpowiedział i wstał od stołu.
-To ja tu jestem szefem - krzyknął za nim Igła - I nie wpadnij w szafkę!
Kłos odwrócił się i pokazał mu środkowy palec. Zaśmialiśmy się, bo przecież Kłos jest najlepszym powodem do żartów. Chociaż i tak pod względem nieudolności Pit bywa gorszy. Za to uwielbiam tego idiotę.
- Przebrania gotowe?
- Tak, mam je w swojej szafie - zgłosił się Michał.
- Na twoim miejscu Kubi, nie przyznawałbym się, że mam w szafie sukienki - rzucił Winiar i poruszył charakterystycznie brwiami.
- No wiesz, zawsze mógł mieć tam trupa - zauważyłam.
Nie zdążyliśmy skończyć śniadania, gdy wrócił do nas Kłos.
- Lena będzie ok. 11- oznajmił. Na tą wiadomość usta Kubiaka rozszerzyły się w szerokim uśmiechu a w oczach pojawiły się wesołe ogniki, na co i ja się uśmiechnęłam. Ta dwójka do siebie pasuje.
***
Około 10:40 całą grupą wyszliśmy na dwór. Chcieliśmy przywitać jakoś Lenkę, tym razem bez żadnych niespodzianek. Antiga widząc nas, zdziwił się że o tym wiemy. On jeszcze nie wie czego może się po nas spodziewać.
- Fajnie, że Lena przyjeżdża - powiedziałam stając obok Kubiaka.
- No fajnie - powiedział bez większych emocji, jednak jego wyraz twarzy mówił co innego. Nie mógł przestać się uśmiechać. To było słodkie.
- Jedzie! - krzyknął Wrona.
- To nie jej samochód - zauważyłam.
- Pewnie wzięła służbowy - powiedział Igła i pobiegł do samochodu. Nie minęła chwila i wszyscy otoczyliśmy pojazd. Wtedy wyszedł z niego...ktoś. I tym kimś na pewno nie była Lena. Zapadła chwila krępującej ciszy.
- Hej, jestem..- zaczęła dziewczyna jednak nie było jej dane skończyć. Krzysiek i Winiar podeszli do niej powoli i ostrożnie. Okrążyli ją, podnieśli rękę, odgarnęli włosy, a nawet powąchali. Na koniec w skupieniu przyjrzeli się jej twarzy.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Leną? - zapytał Michał głośno i wyraźnie, jakby dziewczyna była przybyszem z innej planety.
- Jestem Monika i jestem fotografem - wyjaśniła spokojnie.
- To Lena jest fotografem - zdziwił się Kłos.
- Tak, ale ja też - urwała na moment po czym kontynuowała - przyjechałam na miejsce Leny.
Kubiak spojrzał na nią zawiedziony i wrócił do hotelu. Ja zrobiłam to samo.

**Lena**
Kiedy tylko dotarłam do mieszania, wyciągnęłam spod łóżka moją walizkę i zaczęłam się od nowa pakować. Sama jeszcze do końca nie mogłam pojąć co się dzieje. Zawsze byłam spontaniczna, ale żeby aż rzucić pracę, żeby móc się obijać wśród siatkarzy? Chyba do końca zwariowałam. Cóż, spędzanie tyle czasu z tymi mamutami, ile w ostatnim czasie ja spędziłam, nie wróżyło niczego dobrego. Co teraz idealnie można obserwować na moim przykładzie. Szczerze powiedziawszy, nie mam kompletnie pojęcia jakim cudem, cały sztab oraz trenerzy są jeszcze w miarę normalni. Istnieje również możliwość, że normalni oni wcale nie są a tylko dobrze udają, ale wolę sobie tym nie zaprzątać teraz głowy. Kiedy już skończyłam, gdzieś spod ubrań zalegających na łóżku wydobył się dźwięk mojego telefonu. Czym prędzej rzuciłam się na nie i odebrałam. Dzwonił Kuba.
- Cześć - powiedziałam niepewnie przygryzając lekko dolną wargę
- Wszystko w porządku? - zapytał chłopak na wstępie a ja marszcząc brwi przytaknęłam szybko - Równo 20 min temu byliśmy umówieni - przypomina. W tym momencie zrywam się z łóżka jak poparzona i biegnę do toalety.
- Cholera jasna! - krzyczę ze złości na samą siebie - Daj mi 20 min i już jestem - mówię, w myślach modląc się by chłopak się na to zgodził
- Super! To widzimy się za chwilę - było słychać w jego głosie uśmiech. Również się uśmiechając rzuciłam krótkie do zobaczenia i zakończyłam połączenie. Czym prędzej zabrałam się za przygotowania cały czas szczerząc się do siebie. Zapowiada się kolejny udany wieczór.

**Melka**
Około 19 zebraliśmy się wszyscy w pokoju Igły. Tym razem to nie tajne spotkanie Projektu X, tylko wieczorek zapoznawczy z Objektem X. Winiar znowu załatwił jedzenie i picie, a Karol muzykę. Powoli zaczęli pojawiać się siatkarze USA.
- Mela! Chodź tu do mnie rudzielcu - przytulił mnie mocno Paul.
- Jejku, jak ja za tobą tęskniłam - wtuliłam się mocniej w przyjaciela.
- Melka podłącz głośniki - przerwał nam wkurzony Karol. Zaśmiałam się cicho i zajęłam się swoimi obowiązkami. Impreza się rozwijała, chłopaki poznali mnie z nowymi znajomymi. W końcu wylądowałam na kanapie z Lotmanem, Mattem i oczywiście zazdrosnym Kłosem.
- Dzisiaj w nocy wydarzyło się coś dziwnego - zaczął Anderson co wzbudziło moją czujność.
- A ty znowu o tym - mruknął jego kolega z pokoju.
- Opowiadaj - zachęciłam go, wyczuwając okazję do wprowadzenia naszego planu w życie.
- Wydaje mi się że ktoś był u nas w pokoju.
- Ktoś był w waszym pokoju? - powiedziałam na tyle głośno, żeby stojący niedaleko Igła to usłyszał.
- Tak mi się wydaje - odpowiedział nieco zaskoczony moją reakcją Matt. Na szczęście Krzysiek mnie usłyszał i odrazu się do nas dosiadł. Reszta chłopaków widząc co się święci też zebrała się wokół nas.
- Co się dzieje? - zapytał zdezorientowany Amerykanin.
- Bo wiecie... musimy wam coś powiedzieć - odparł poważnie Ignaczak.
- Chłopaki, chodźcie do nas - zawołał resztę Winiarski.
- O co chodzi? - spytał Holt.
- To co wam powiemy może zabrzmieć śmiesznie, ale to prawda - zaczął mój wujek.
-Nie rozumiem - Lotman patrzył na nas ze zdziwieniem.
- Otóż...w Spale straszy - wypalił w końcu Kubiak. Nastała grobowa cisza. Nie trwała ona jednak długo, bo chwili amerykanie wybuchnęli głośnym śmiechem.
- My nie jesteśmy dziećmi, nie wierzymy w takie rzeczy - gdy chłopaki zauważyli że nie jest nam do śmiechu, powoli zaczęli się wyciszać.
- To nie jest żart - powiedziałam całkiem poważnie.
- Możecie nam nie wierzyć - odezwał się Ignaczak grobowym tonem - Ale chociaż wysłuchajcie tego co mamy wam do powiedzenia. Wydarzyło się to zanim wybudowano ten budynek w którym się teraz znajdujemy. Na tych terenach znajdował się niegdyś hotel. Dość popularny. Wiecie, odpoczynek praktycznie na łonie natury w spokoju i ciszy, a dodatkowo w całkiem niezłych warunkach. Nikt na nic nie narzekał. Obsługa była miła i kulturalna, a goście równie uprzejmi. Tym bardziej ludźmi wstrząsnęła seria niewyjaśnionych do tej pory wypadków - zawiesił głos wpatrując się w każdego po kolei - Wszytko zaczęło się w roku 1885. Najpierw zginęła jadna osoba, całkiem przypadkiem. To był zwykły nieszczęśliwy wypadek. Podczas jednego z licznych przyjęć organizowanych w hotelu, kiedy to wszyscy się świetnie bawili, alkohol lał się strumieniami, a jedzenia dla nikogo nie brakowało, pewna dziewczyna, Elizabeth Emre, zagraniczna szlachcianka pokłóciła się ze swym ojcem. Dziewczyna w przypływie emocji wybiegła z sali balowej i wtedy ją ostatni raz widziano żywą. Potem duch nawiedzał hotel, a na brzegu basenu w którym zginęła regularnie pojawiały się mokre odciski stóp, nawet wtedy gdy na basenie nikogo nie było. Innymi słowy duch utrudniał życie pracowników oraz gości. Później kilka osób zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach, a na koniec pokojówka popełniła samobójstwo a hotel zamknięto. Jakiś czas później wokół hotelu zaczęto znajdować przedmioty, które nie miały prawa się tam same znaleźć. A co najdziwniejsze, nikt z ludzi zamieszkujących w pobliżu nie potwierdzał wersji, iż ktoś regularnie wynosi na teren hotelu te rzeczy. Wśród ludności zaczęły krążyć plotki, że budynek jest nawiedzony. Nawet w późniejszym czasie zaczęto się skarżyć na muzykę z hotelu. Najczęściej w godzinach nocnych. Mówiono, że słyszano dźwięki imprezy oraz widziano ludzi kręcących się w środku budynku jak i na zewnątrz. Ludność zaczęła się niepokoić, więc wydano decyzję o całkowitej rozbiórce budynku.  Wbrew nakazom nie rozebrano budynku do końca, zostały fundamenty, na których zbudowano nasz ośrodek. Dość długo nic nie było słychać o duchach i wszyscy myśleli, że to już koniec, lecz za każdym razem kiedy przyjeżdża większa grupa osób, duchy znów się pojawiają z chęcią zemsty, za zburzenie miejsca ich spoczynku. Jak widać same fundamenty wystarczyły, by duchy ze starego hotelu przeniosły się do naszego nowego ośrodka - zakończył, doskonale zdając sobie sprawę, że jego historia już podziałała na wyobraźnię wielu amerykańskich siatkarzy.
- Dobra, to co! - Piter klasnął radośnie w dłonie - Bawimy się! - wykrzyknął i sięgnął do wyłącznika światła, lecz zanim jego długie palce zdążyły sięgnąć celu w pomieszczeniu rozległ się chór przerażonych głosów.
- Wiecie co? My to chyba jednak pójdziemy już spać - wyszczerzył się najbardziej wystraszony Anderson - Straciliśmy już ochotę na zabawę - dodał na koniec na co przytaknęli mu wszyscy oprócz Lotmana, który jako jedyny miał rozbawioną minę. On też został spokojnie na kanapię, kiedy jego koledzy z reprezentacji opuszczali pokój w popłochu.
- Paul a Tobie się coś nie pomyliło? - Karol spojrzał na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Fajnie to sobie wymyśliliście -  powiedział ze spokojem.
- My nic nie wymyśliliśmy - oburzył się Krzysiek.
- Spokojnie, ja im nic nie powiem, a wręcz chętnie wam pomogę.
- Brzmi ciekawie - odparłam i usiadłam obok niego na kanapie.
***
Dzień dobry wieczór kochani!
Tak jak obiecałyśmy wracmy do was w piątkowy wieczór z nowym rozdziałem.
Mam nadzieję że chodź trochę się wam spodoba.
Jeśli tak, prosimy was o chociażby krótki komentarz. Zresztą, jeśli wam się nie podoba również nam to powiedzcie, krytyka również jest potrzebna.
Przepraszam was że przynudzam, nie potrafię pisać notek 😸
Nie przedłużając, życzę wam wszystkim miłego weekendu oraz tygodnia.
Do zobaczenia miśki ;*

Raissa&Lune

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz